poniedziałek, 30 grudnia 2019

"Rabih znaczy wiosna" Weronika Tomala

Tytuł: Rabih znaczy wiosna
Autor: Weronika Tomala
Wydawnictwo: Dlaczemu
Ilość stron: 320
Ocena: 2/6




Nie da się ot tak wyrzucić z własnego życia człowieka, który niegdyś stanowił jego integralną część.






Rabih znaczy wiosna to druga książka autorstwa Weroniki Tomali, która z wykształcenia jest anglistką, życiowo jest mamą i żoną, a także blogerką, czyli jedną z nas. Gdy miałam okazję przeczytać tę książkę – nie wahałam się ani chwili. Przede wszystkim z racji podjętych tematów – przyjaźni damsko-męskiej oraz życia pół-Araba w Polsce, co mnie niezwykle zaciekawiło. A przyjaźni damsko-męskiej zawsze broniłam i bronię, a przede wszystkim jej doświadczam...
Martę i Rabiha połączyła prawdziwa przyjaźń od dziecka. Są jak brat i siostra, jak papużki-nierozłączki, jak dwie połówki tego samego kamienia. Różni ich tylko jedno - w żyłach Rabiha płynie arabska krew. Choć wychował się w Polsce i czuje się prawdziwym Polakiem, nie jest akceptowany przez otoczenie ze względu na kolor skóry i egzotyczną urodę, którą odziedziczył po ojcu. Nieszczęśliwy splot wydarzeń sprawia, że ich wyjątkowa relacja urywa się, blednie, majaczy we wspomnieniach dorosłych już ludzi. Los bywa jednak przewrotny - Marta i Rabih spotykają się ponownie i to w okolicznościach, o których oboje chcieliby zapomnieć. Ona wiedzie poukładane, szczęśliwe życie, on za moment staje na ślubnym kobiercu. I świat staje na głowie. Czy w obliczu tłumionego przez lata gniewu i żalu potrafią odnaleźć dawnych siebie? Czy targani sprzecznymi emocjami wreszcie ujrzą to, przed czym tak zaciekle się bronią?                                   opis wydawcy

Lubię poznawać nowe kultury, dlatego czasem sięgam z wielką chęcią po książki, które o nich opowiadają – albo ich fabuła jest osadzona w innym kraju, albo pokazują sprawy czy problemy i sprawy zupełnie różne od tych, z którymi się spotykam. To między innymi dlatego sięgnęłam po pozycję Rabih znaczy wiosna, która mimo tematów dość poważnych jest lekturą lekką i powiedziałabym, że raczej babską, kobiecą… Nie miałam większych oczekiwań względem tej pozycji, nie liczyłam na efekt WOW ani na fanfary czy arcydzieło, ale jednak muszę przyznać, że lekko się na niej zawiodłam. Przede wszystkim książka jest bardzo, bardzo przewidywalna – od kiedy zaczęłam ją czytać zaczęłam się domyślać zakończenia. Fajnie, że pokazuje to, że wyzywanie ludzi innych ras jest niezbyt grzeczne – nie przeczę. Ale jednak przykre jest to, że pokazany jest przykry stereotyp dotyczący przyjaźni damsko-męskiej, a mianowicie to, że każda taka relacja musi się skończyć seksem lub/i miłością. Stereotyp, który niekoniecznie jest prawdziwy, a szkoda. Może warto by pokazać przyjaźń damsko-męską, która jest prawdziwą przyjaźnią, a nie kończy się w łóżku? A bohaterowie… Wszystko toczy się Rabiha i Marty – jego przyjaciółki. Postaci wydają mi się niedopracowane, a w książce 26-letnia Marta zachowuje się tak samo (jak nie bardziej infantylnie) jak jej nastoletnia wersja. Wygląda to jakby byli wymyśleni tylko połowicznie… Jak dla mnie nieprzemyślane i niedopracowane… 
Bieg wydarzeń i okoliczności życia naprawdę pozwalają człowiekowi przystosować się do nowej sytuacji. Trzeba tylko odpowiednio się do tego nastawić, wykrzesać z siebie pokłady sił, wstać z podłogi i zacząć walczyć. Nikt nie przeżyje za nas życia.
Rabih znaczy wiosna to książka kreująca się na super mądrą, słodko-gorzką opowieść, ale jednak okazuje się zwyczajnym babskim czytadłem, które jest przewidywalne i niespecjalnie wyróżnia się z tłumu. Przynajmniej napisana językiem adekwatnym do książki – niezbyt wygórowanym, zwyczajnym i adekwatnym do czytadła. Nie obyło się bez literówek, co jest… Przykre, jeżeli chodzi o książkę, która poszła do druku… Gdyby to był debiut drukowany u sąsiada w piwnicy – mogłabym przymknąć oko, ale jednak to już druga powieść autorki. W moim odczuciu książka niedopracowana, przewidywalna i kreująca się stereotypami. Nie widzę w niej ani mądrości ani znajomości emocji, ani nic super wyróżniającego się… A szkoda… Mimo że nie miałam względem niej wielkich oczekiwań – i tak się zawiodłam...

środa, 25 grudnia 2019

Książkowy stosik świąteczny (# 5/2019)

Rok 2019 zaskoczył mnie pod bardzo wieloma względami. 
Pełen aktywności, które sprawiły, że czytanie zeszło na któryś plan.
Ale kilka książek się nazbierało z racji Świąt.
I bardzo dobrze.

Koniecznie muszę więcej czytać!!!



Mock. Golem
prezent świąteczny od Bratełka

Odkryj swoje wewnętrzne dziecko
Prowadź swój pług przez kości umarłych
Mówili, że jestem zbyt wrażliwa
Felix i niewidzialne dziecko
Jak myśleć mniej
zakupy w Empiku - moim nowym miejscu pracy;)

Czasem święta, czasem ladacznica
prezent mikołajkowy od Taty

Okruchy zła
z wymianki z mojego bloga;)

Trochę się nazbierało..
Czas to wszystko przeczytać!
A zapowiada się spokojniejszy okres, więc i będzie więcej czasu;)

Co czytaliście?
Co macie na oku?
A co Wy znaleźliście pod choinką?

Pozdrawiam
Asia



sobota, 7 grudnia 2019

"Gad. Spowiedź klawisza" Paweł Kapusta

Tytuł: Gad. Spowiedź klawisza
Autor: Paweł Kapusta
Wydawnictwo: Wielka Litera
Długość: 7 godz. 47 min.
Czyta: Janusz Chabior
Ocena: 5.5/6



Zawsze wolałem wejść komuś w drogę niż w dupę.






Gad. Spowiedź klawisza to książka, na którą natknęłam się kiedyś buszując między regałami w księgarni i bardzo mnie zaciekawiła – przede wszystkim dlatego, że obiecuje reportaż z perspektywy strażnika więziennego. W końcu w większości przypadków w literaturze czy filmie obserwujemy przede wszystkim z perspektywy więźnia, osadzonego… Tym bardziej, że słyszałam bardzo pochlebne opinie na temat twórczości Pawła Kapusty i jego pierwszej książki – reportażu pt. Agonia. Ja jednak zaczęłam właśnie od pozycji Gad. Spowiedź klawisza w postaci audiobooka w interpretacji Janusza Chabiora.
Paweł Kapusta oddaje głos gadom – tak w gwarze więziennej nazywa się klawiszy. Oddziałowi, dowódcy zmian, wychowawcy, dyrektorzy mówią o brudzie tej roboty, już do końca życia pozostającym w psychice. O szokujących zdarzeniach, z którymi muszą się mierzyć niemal każdego dnia. O codziennym kontakcie z bandytami, z którymi na wolności nikt nie chciałby mieć do czynienia. Odwiedzając zakłady karne, prześwietlając oddziały, cele i gabinety, Kapusta szuka dziur w niewydolnym systemie. W systemie, w którym zbrodniarze mają często więcej przywilejów niż pilnujący ich klawisze. W którym pojęcie resocjalizacja stanowi dla osadzonego jedynie sposób uzyskania dodatkowej przepustki. Który – według funkcjonariuszy – w dużej mierze bandytów produkuje, a nie nawraca. Który zaczyna się chwiać. Bo kto chce iść do pracy, w której napięcie sięga zenitu, a pensja bruku?                                                                                                                            opis wydawcy
Gad. Spowiedź klawisza jest pozycją, której byłam bardzo ciekawa… Znam jednego kapelana więziennego, który czasami opowiadał o tym co się dzieje za kratkami, ale jednak stosunkowo nie wiele – woli się skupiać na tych, którzy zza tych krat wyszli, wyprowadzić ich na prostą. Jednak to oddzielna historia, a ja byłam ciekawa, jak to wygląda od środka, tym bardziej jako przyszłego psychologa. Paweł Kapusta przygotowując ten reportaż rozmawiał z wieloma klawiszami, zadał wiele pytań, w moim odczuciu nie ubarwiał, oddał więzienny żargon, a dla lepszego zrozumienia czytelnika – na początku książki jest umieszczony słowniczek, wyjaśnienie poszczególnych znaczeń. Zdecydowanie ułatwienie zrozumienia lektury. Książka jest napisana W sposób prosty, niejednokrotnie bardzo brutalny. Podczas lektury można zauważyć duże zagłębianie się w temat przez autora poprzez rozmowy, ale jednak poznał go również z innej strony – jego ojciec pracował w służbie więziennej. Na temat więziennictwa w Polsce można powiedzieć naprawdę wiele, szczególnie tego złego – że wyroki za krótkie, że bandziorów nie zmykają, że zbyt wcześnie wypuszczają… Książka pokazuje jak wygląda taka praca, jak bardzo ta praca wykańcza, jak wyglądają realia zatrudnienia, wynagrodzenie, a przede wszystkim realia codziennej pracy, rozmów i spotkań z więźniami… Pokazuje wszystko od kuchni, pokazuje brutalną codzienność za kratami i dla zwykłego obywatela (m.in. dla mnie) jest to niezwykle ciekawe. 
Chociaż z drugiej strony, zawsze lepiej oceniać z boku. Wrzucić kogoś na stos, nie mając pojęcia o kulisach. A życie pisze przecież najlepsze scenariusze. 
Gad. Spowiedź klawisza to książka zdecydowanie warta przeczytania i godna polecenia. Pokazuje brutalną, szarą codzienność w więziennictwie. Pozycja, która może pomóc zmienić perspektywę, pomaga poznać inne realia. Pozycja może pomóc zrozumieć powody, dla których ktoś wybiera zawód… Coś co najbardziej wstrząsa to to fakt, jak bardzo prawo chroni osadzonych, a jak mało praw mają pracownicy służb więziennych… W moim odczuciu zdecydowanie warto sięgnąć, zwłaszcza, że nie jest obszerna. Jednak lojalnie ostrzegam, że nie będzie łatwa ani przyjemna lektura. Brutalna, prawdziwa, trudna… 
Jeśli resocjalizacja to uczenie życia w społeczeństwie, to gdzie ten proces powinien się odbywać? W społeczeństwie. Społeczeństwo najchętniej wsadziłoby jednak przestępcę za mury zakładu i nie chciałoby mieć z nim nic wspólnego. Niech tam siedzi. Społeczeństwo, które w tym procesie powinno odgrywać znaczącą rolę, mamy niestety krnąbrne, uprzedzone do ludzi wychodzących z więzienia. (...) Jedynym miejscem, w którym resocjalizacja nie działa, to społeczeństwo. Czyli wśród nas i przez nas.

sobota, 30 listopada 2019

Hadzine dyskusje: Pomysły na prezenty dla książkoholika #2


O prezentach dla książkoholika pisałam już 2 lata temu w tym poście. 
Po tych 2 latach, okresie czasu pracy w Empiku przychodzę z kolejnymi pomysłami na prezenty dla moli książkowych! <3

Zaznaczam tylko, że jest to lista bardzo subiektywna. 


1. Książka


Z pierwszym i najbardziej oczywistym punktem się powtórzę - chodzi o książkę. 
Bo czyż jest piękniejszy prezent?
Warto się zapytać wprost o koknretne tytuły - jeden lub kilka.
Nie ma co się przyjmować, że nie wypada, że po co pytać. Jednak nie ma co kupować na ślepo, bo jest spora szansa na zdublowanie się pozycji. 


2. Zakładka


Zakładka do książki to kolejna pozycja, z którą się powtórzę.
Najpiękniejsze są te ręcznie robione.
Zwłaszcza, te zrobione przez osobę wręczającą prezent.
Taki prezent od serca.
Zawsze można zamówić zakładkę u kogoś kto się tym zajmuje. 
Np. ta ze zdjęcia - jest mojego autorstwa. 
Jednak piękne zakładki z różnych miejsc, szydełkowe, z różnymi pięknymi wzorami... po prostu cudo! 
Ja np. korzystam z pocztówek jako zakładek, więc to też jest super pomysł!




Takie materiałowe torby, zwane pięknie shopperami, z książkowymi motywmi są przeurocze! Jest naprawdę sporo różnych wzorów do wyboru.
Tą ze zdjęcia można zamówić tutaj. 
Na tej stronie można kupić również kubki i bluzy z motywami czytelniczymi. 
Nie, to nie jest wpis sponsorowany - sama mam po prostu kilka kubków i koszulek stamtąd. 


4. Książkowy case na telefon


To też bardzo fajny pomysł na prezent, ale najpierw dobrze jest się upewnić, jaki dokładnie model telefonu ma osoba, którą chemy obdarować. 
Ja bym się ucieszyła. 
Mnóstwo wzorów do znalezienia na Alliexpress.


5. Kubek termiczny


Kubek termiczny to prawdziwe błogosławieństwo, naprawdę.
Ciepła herbatka czy kawa, kiedy cały dzień poza domem. 
Od razu przyjemniej się czyta <3


6. T-shirt z motywem książkowym


Koszulka przykładowa, ale nie pogardziłabym. 
Moim zdaniem świetny pomysł!


7. Gadżety i drobiazgi z ulubionych serii



Coraz więcej jest wydawanych różnych gadżetów z popularnych serii - Gra o Tron, Harry Potter... Ja bym nie pogardziła z Monopoly czy portfelem w wersji ze świata Harrego Pottera. 


Nie ukrywam, że najbezpieczniejszym i najbardziej trafionym prezentem, jest 
karta prezentowa do księgarni.


Jako rękodzielniczka sama robie prezenty na Święta - zapraszam do oglądania na blogu. 

A Wam co by przypadło do gustu?
Co Wam się podoba?
Co chcielibyście dostać?

Pozdrawiam
Asia (Hadzia)

poniedziałek, 25 listopada 2019

"Rana" Wojciech Chmielarz

Tytuł: Rana
Autor: Wojciech Chmielarz
Wydawnictwo: Marginesy
Ilość stron: 414
Ocena: 5/6




Czasami myślę, że zmarnowałam swoje życie. Nie, nie myślę. Ja wiem. Zmarnowałam je.







Z twórczością Wojciecha Chmielarza miałam kontakt już parę lat temu czytając Farmę lalek. Choć owa pozycja mi się spodobała to jednak o autorze zapomniałam na dłużej. O jego książkach zrobiło się coraz głośniej, nawet na podstawie jednej z nich (Żmijowisko) powstał niedawno serial. Podczas którejś wizyt w księgarni w rodzinnym Kluczborku – kupiłam jedną z najnowszych zatytułowaną Rana. 
Podobno czas leczy rany. Jednak niektóre nigdy się nie zabliźniają. Najpierw pod kołami pociągu ginie Marysia, uczennica ekskluzywnej prywatnej szkoły na warszawskim Mokotowie. Jej nauczycielka, Elżbieta próbuje odkryć, co się naprawdę stało. Rozpoczyna prywatne śledztwo tylko po to, żeby wkrótce sama zginąć. Ale jej ciało znika, a jedynymi osobami, które cokolwiek widziały, są Gniewomir, nieprzystosowany społecznie chłopak zafascynowany seryjnymi zabójcami, i Klementyna, samotna nauczycielka na życiowym zakręcie, której wydaje się, że zdobywszy pracę w poważanej szkole, los wreszcie się do niej uśmiechnął. Nic bardziej mylnego. Żadne z nich nie chce angażować się w tę sprawę – każde z nich ma swoje powody – ale żadne z nich nie ma wyjścia. Gdyby wiedzieli, dokąd zaprowadzi ich to śledztwo, nigdy by się na to nie odważyli. Szkoła okazuje się pełna tajemnic. Podobnie jak pracujący w niej nauczyciele…                                                                                                                               opis wydawcy
Ranę zaczęłam czytać od razu po jej zakupieniu i od samego początku bardzo mnie wciągnęła. Mroczne tajemnice, prywatna szkoła, uczniowie, morderstwo… Jest to dla mnie swoiste połączenie i nawiązanie do serialu Belfer i książek Puzyńskiej (trochę za sprawą bohaterek o tym samym imieniu). Czy jest to efekt zamierzony? Ja nie mam pojęcia - to już pytanie do autora książki. Pozycji byłam ciekawa również z tego powodu, że sama chodziłam do prywatnego liceum (to, że katolickie i z internatem – oznacza, że jeszcze bardziej specyficzne). Jednak sprawiło to, że mam jako takie pojęcie co może się dziać w takich szkołach. 
Koszmary trwały od tak dawna, że czasami miała wrażenie, że stały się jej immanentną częścią. Nowym organem ciała, chociaż bolesnym i niepotrzebnym. Nowotworem snów.
Mój instagram
Rana jest pozycją ciekawą, pełną szemranych spraw, mrocznych sekretów, wydarzeń i tajemnic ciągnących się długimi latami. Książka ma niewyróżniający się pomysł na fabułę, ale jednak wykorzystany w sposób niesztampowy i interesujący – przynajmniej moim zdaniem. W Ranie przedstawienie polskiej szkoły, nawet tej prywatnej, jest w moim odczuciu są przerysowane i nieprzystające do tego co się dzieje w szkolnictwie w realnym, codziennym życiu. Styl pisarski Wojciecha Chmielarza zdecydowanie mnie nie zawiódł – naprawdę na odpowiednim, dość wysokim poziomie. Jasne, pojawiły się wulgaryzmy, ale w moim odczuciu wcale nie na wyrost, a adekwatnie do szkolnych realiów (to akurat się udało, jeżeli chodzi o oddanie tego, co się dzieje w szkołach). Autor odpowiednio dawkował intrygę i bardzo dobrze budował napięcie, a także wykreował wyrazistych, ciekawych bohaterów, a w połączeniu z fabułą – trudno się od książki od oderwać. Najsłabszym elementem tej pozycji wcale nie jest lekko odrealnione przedstawienie polskiego szkolnictwa, a zakończenie, które wypadło dość słabo i się na nim zawiodłam… Nie tego się spodziewałam. Myślałam, że będzie przytup, szok i niedowierzanie, a dostałam nijakie i mdłe zwieńczenie historii…
Jeśli musiała, kłamała i brała na siebie ciosy przeznaczone dla innych. Na tym polegało jej życie. Zakochanie obudziło w niej marzenie, żeby było inaczej.
Rana to pozycja zdecydowanie warta przeczytania – mimo swoich wad. Jest to książka wciągająca, lekko mroczna, zapadająca w pamięć. Zdecydowanie polecam – nieważne czy czytałeś już wcześniej jakieś książki Wojciecha Chmielarza. Myślę, że to nawet dobrze, bo możesz tylko się zafascynować jego twórczością. Osobiście zamierzam czym prędzej sięgnąć po inne książki autora – m.in. po Podpalacza czy wspomniane już Żmijowisko. A Ranę zdecydowanie polecam do przeczytania – naprawdę szybko i sprawnie się czyta, a zapomnieć o niej trudno!

niedziela, 24 listopada 2019

"Kształt nocy" Tess Gerritsen


Tytuł: Kształt nocy
Autor: Tess Gerritsen
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 352
Ocena: 2/6



Ciekawość jest zaraźliwa. Zmusza nas do patrzenia na to, czego naprawdę nie chcemy oglądać...






Tess Gerritsen należy do grona moich ulubionych autorów, zwłaszcza tych, którzy tworzą thrillery. Naprawdę ze sporą dozą niecierpliwości czekam na każdą jej nową książkę wydawaną rokrocznie i tak nie mogło być w tym roku z jej pozycją pt. Kształt nocy. 
Każda kobieta, która znalazła się w tym domu, umarła w nim… Ona może być następna. Ava Collette, próbując uciec od swojej tragicznej przeszłości, przeprowadza się z Bostonu do małego miasteczka na wybrzeżu Maine. Zamierza napisać książkę, której nie może skończyć od miesięcy. Jeśli jednak potrzebowała spokoju, to nie wybrała najlepszego miejsca do życia. Atmosfera w wynajętym starym domu nie sprzyja pracy,  pojawia się w nim regularnie tajemniczy gość, a mieszkańcy miasteczka, w którym doszło do szeregu niewyjaśnionych morderstw, mają jakieś mroczne sekrety. Coraz bardziej zaniepokojona Ava dochodzi do wniosku, że jeśli sama nie podejmie śledztwa w sprawie zabójstw – i to szybko – może się stać kolejną ofiarą.
                                                        opis wydawcy 
Nie ukrywam, że naprawdę się cieszyłam na Kształt nocy, na kolejną książkę Gerritsen, tym bardziej, że opis zapowiada dość ciekawą pozycję. Cieszyłam się, bo stęskniłam się za lekkim stylem pisarskim autorki i za jej równie lekkim i przyjemnym poczuciem humoru. Nie ukrywam jednak, że zawiodłam się na tej pozycji. Zawiodłam się i to bardzo – w moim odczuciu to ledwie marna namiastka możliwości pisarskich autorki, a w końcu już się naczytałam jej książek, prawie każdą czytałam. Główna bohaterka – Ava – nie jest wykreowana źle, nie ma tragedii – naprawdę. Jak dla mnie jednak zbyt mało charakterna, zbyt mało wyrazista… Książka, tak do 1/3 długości zapowiadała się naprawdę ciekawie, ale później w moim odczuciu było tylko coraz gorzej. Motyw gościa-ducha przychodzącego do kobiety i kobieta ubierająca się dla ducha w seksowną koszulkę nocną pachnie mi już tanim romansidłem i powieścią erotyczną na poziomie Pięćdziesięciu twarzy Greya. Pomysł na fabułę z nawiedzonym domem i umierającymi tam kobietami – nie jest zły, ale jednak w moim odczuciu wykorzystany w sposób naprawdę marnie, a ten romantyczny wątek z duchem – jak dla mnie jest kiepski i zupełnie niepasujący do twórczości autorki. Styl w Kształcie nocy – prosty i skomplikowany, dość charakterystyczny dla Tess Gerritsen. Jednak to nie wszystko…

Najmroczniejsze sekrety zachowujemy dla siebie. Ukrywamy je przede wszystkim przed tymi, których kochamy.
Kształt nocy w moim odczuciu to zdecydowanie najsłabsza książka autorstwa Tess Gerritsen. Po raz pierwszy się tak zawiodłam na jej twórczości. Kiepska fabuła – sam pomysł nie rzuca na kolana, a wykonanie woła o pomstę do nieba. Do tego połączenie thrillera, romansu i fantasy to jednak dla mnie trochę za dużo. Pierwsze 1/3 książki było całkiem w porządku – później w moim odczuciu było tylko gorzej. Z Gerritsen polecam np. Grzesznika czy Ostatni,który umrze. Kształt nocy jest zdecydowanie poniżej możliwości autorki i odradzam sięgać po tę pozycję.

piątek, 15 listopada 2019

"Kosogłos" Suzanne Collins

Tytuł: Kosogłos
Autor: Suzanne Collins
Cykl: Igrzyska śmierci
Tom: trzeci
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ilość stron: 376
Ocena: 3.5/6



Pozbierać się jest dziesięć razy trudniej, niż rozsypać.






Czasami lubię sięgnąć po pozycję z kategorii tych magicznych, po książki umieszczone w fantastycznych światach. W końcu nie bez przyczyny jestem fanką Harry’ego Pottera i tego uuniwersum. Dlatego właśnie z tego powodu sięgnęłam po serię Igrzyska śmierci, która zdobyła sporą popularność, a ja byłam ciekawa dlaczego i co w niej jest takiego wyjątkowego. Tak aż dotarło do ostattniej części trylogii pt. Kosogłos autorstwa Suzanne Collins
Katniss Everdeen wraz z matką i siostrą mieszka w Trzynastce – legendarnym podziemnym dystrykcie, który wbrew kłamliwej propagandzie Kapitolu przetrwał, a co więcej, szykuje się do rozprawy z dyktatorską władzą. Katniss mimo początkowej niechęci, wykończona psychicznie i fizycznie ciężkimi przeżyciami na arenie, zgadza się zostać Kosogłosem – symbolem oporu przeciw kapitolińskiemu tyranowi.
                                              opis wydawcy 
Kosogłos to trzeci i ostatni tom z serii o Igrzyskach śmierci. Czytałam części powoli, w długich odstępach, więc trochę czasu zajęło mi od początku do końca lektury tego cyklu. Nie zmienia to faktu, że polubiłam to uniwersum, z trzeciej części byłam wyjątkowo ciekawa, za sprawą pewnej piosenki, która robi furorę w Internecie – chodzi o Hanging tree. Samego filmu nie widziałam (ani jednej części), ale to tym lepiej, bo w końcu warto najpierw przeczytać oryginał, a dopiero później zobaczyć ekranizację. 
Może wszyscy usiłują mnie chronić i dlatego mnie okłamują, dla mojego dobra. To bez znaczenia, mam serdecznie dość ludzi, którzy mnie okłamują, dla mojego dobra, bo tak naprawdę chodzi o ich dobro. 
Kosogłos jest częścią zdecydowanie najsłabszą w moim odczuciu, ale jednocześnie dość spójną i nawiązującą do tego co się działo w poprzednich tomach, do całego uniwersum, ale jednak nie ukrywam, że fabuła najmniej ze wszystkich przypadła mi do gustu. Mimo wszystkich powiązań i spójności – w moim odczuciu Katniss nie jest tą samą postacią co na początku, zmieniła się. Jasne, naturalne jest, że bohater się zmienia na przestrzeni poszczególnych tomów, ale jednak w tym przypadku mam wrażenie, że na gorsze… Moim zdaniem, jeżeli chodzi o akcję – tutaj dzieję się najmniej, co jest… słabe. Jest pewien powtarzalny schemat, w którym Katniss oczywiście jest tą zwycięzcą i tą dobrą. Choć uniwersum dość ciekawe – jednak powtarzalny jest ów schemat. Jest domknięcie pewnych wątków, ale jednak w tej części czuję spory niedosyt. 
Oczekuję zapowiedzi, że życie będzie toczyć się dalej, bez względu na to, jak poważne ponieśliśmy straty. 
Kosogłos to książka stylistycznie i językowo na podobnym poziomie, nawiązując do wcześniejszych części, ale jednak zdecydowanie najsłabsza ze wszystkich tomów - przynajmniej w moim odczuciu. Warto przeczytać, jako domknięcie serii i poszczególnych wątków (np. Katniss i Peeta), ale nie ukrywam, że spodziewałam się większego efektu WOW i większego przytupu na sam koniec, a jednak odniosłam wrażenie, że ta ostatnia część była pisana na siłę, na fali popularności, bez dopracowania Nie wiem, może moje odczucia. Pierwsza część – Igrzyska Śmierci spodobały mi się chyba najbardziej. Teraz tylko chcę zobaczyć wszystkie ekranizację, żeby porównać.  
Wymyślili mi rolę i chcą, żebym ją przyjęła. Mam się stać symbolem rewolucji. Kosogłosem. Nie wystarcza to, co zrobiłam w przeszłości – w trakcie Głodowych Igrzysk postawiłam się Kapitolowi stworzyłam zarzewie buntu, a teraz muszę zostać najprawdziwszą przywódczynią rebelii, jej twarzą, głosem i ucieleśnieniem.

Hanging tree
w aranżacji Studia Accantus

niedziela, 3 listopada 2019

"Między palcami a ciszą kolory jej duszy się kołyszą" Anna Lisowiec, Aleksandra Anna Sikorska


Tytuł: Między palcami a ciszą kolory jej duszy się kołyszą
Autor: Anna Lisowiec, Aleksandra                           Anna Sikorska
Wydawnictwo: Autorskie
Ilość stron: 68
Ocena: 6/6




Z racji studiów psychologicznych interesuję się różnymi odchyleniami od szeroko pojętej normy, właśnie między innymi autyzmem. Stronę Oli Sikorskiej i jej twórczość obserwuję już od dłuższego czasu. A co łączy jedno i drugie? Otóż postrzegania świata Oli jest zaburzone (może nie tyle zaburzone co intensywniejsze) właśnie przez autyzm. Mimo choroby i młodego wieku już miała wystawy swoich obrazów, które są formą jej terapii. I to właśnie jej prace są ilustracjami do wierszy Anny Lisowiec w książce Między palcami a ciszą kolory jej duszy się kołyszą.

Kliknij, aby powiększyć

W swoim życiu spotkałam kilkoro dzieci autystycznych. Bez wątpienia każde dziecko jest inne – tym bardziej autystyczne, które wymaga terapii dopasowanej konkretnie właśnie do niego. Dla Oli terapią jest malowanie całą sobą. Dlatego pomysł Anny Lisowiec, która inspirowana obrazami Oli – napisała i wydała 30 wierszy inspirowanych twórczością Małej Artystki. Warto zaznaczyć, że cały dochód ze sprzedaży tej książki jest przeznaczony na rehabilitację Oli (m.in. przez malowanie – Artystka zużywa naprawdę sporo farb i podobrazi, które tanie nie są - sama maluję, więc wiem. Tym bardziej, że Ola zużywa mnóstwooo materiałów). 

Między palcami a ciszą kolory jej duszy się kołyszą są pozycją naprawdę wyjątkową. Pokazuje świat autyzmu – z perspektywy dorosłej poetki, jak i autystycznej, młodej malarki. Książka otwiera oczy, poszerza horyzonty inspiruje… Zdecydowanie warta sięgnięcia. Pokazuje jak bardzo rodzice Oli (Anna i Dominik Sikorscy) walczą o jej jak najbardziej zdrowy rozwój, jak walczą, żeby ich Artystka żyła w społeczeństwie jak najbardziej się da, co zresztą widzę również w mediach społecznościowych. A skąd inspiracja na tytuł książki? Ola maluje przede wszystkim rękami, a także używa mnóstwa kolorów. Jasne – jako narzędzia do malowania pojawiają się również inne rzeczy, ale rzadko bywają to pędzle. I w tym wszystkim Anna Lisowiec chce pokazać autystyczną duszę Oli – naszej Artystki.

Klikinij, aby powiększyć
Między palcami a ciszą kolory jej duszy się kołyszą nawet jeżeli chodzi o format jest nietypowa – pozioma, szersza niż dłuższa. Jedna strona to obraz Oli, strona obok to wiersz Anny Lisowiec – wszystko tworzy spójną całość, a wiersze inspirują do interpretacji obrazów Małej Artystki. Zdecydowanie polecam, naprawdę.  Nie tylko jako początek z poezją, ale również jako początek poznawania autystycznego świata. Polecam jako kontynuację miłości do poezji i abstrakcyjnych obrazów, ale polecam także jako osobom doświadczonym w poznawaniu obu dziedzin. Polecam osobom, które w jakikolwiek sposób interesują się autyzmem i poezją. Jednak zdecydowanie polecam każdemu, żeby ów autystyczno – artystyczny świat poznać. Serio – naprawdę warto. I to bardzo! Poza tym - mój pierwszy patronat medialny;) 


Kliknij, aby powiększyć


poniedziałek, 28 października 2019

"Kółko się pani urwało" Jacek Galiński

Tytuł: Kółko się pani urwało
Autor: Jacek Galiński
Cykl: Zofia Wilkońska
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 304
Ocena: 5.5/6


To prawda, że dzieci są denerwujące i w większości głupie. Niektóre z nich z tego nie wyrastają i pozostają denerwujące i głupie także jako dorośli.




Kółko się pani urwało Jacka Garlińskiego to książka, którą kupiłam z polecenia jednej z ekspedientek w jednej z księgarń. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce ani tego nazwiska (co akurat nie jest dziwne, bo jest to debiut powieściowy), ale komedia kryminalna ze starszą panią w roli głównej zapowiadała się naprawdę ciekawie. Kupiłam i niewiele później zabrałam się za lekturę pozycji, której autor jest porównywany do ś.p. Joanny Chmielewskiej.

Najpierw włamano się do jej mieszkania. Złodzieje nie tylko ukradli pieniądze, biżuterię czy cenne dokumenty, lecz również sprofanowali najcenniejszą pamiątkę po mężu – jego galowy mundur. Policja zabiera się do śledztwa jak pies do jeża, chociaż ślepy wpadłby na to, że wszystkie tropy prowadzą do sąsiada z góry, faceta bez nogi. Nie ma mowy, tego munduru mu nie przepuści. Postanawia policzyć się z nim sama. Okazuje się jednak, że facet bez nogi został zamordowany, a ona sama jest pierwszą podejrzaną. Nie pozostaje jej nic innego, jak chwycić rączkę wiernego wózka zakupowego i rozpocząć własne śledztwo. Warszawskie bandziory, strzeżcie się! Nadchodzi Zofia Wilkońska, postrach klubów seniora!                                                                                                                                        opis wydawcy
Śniadanko z Zofią WIlkońską
Kółko się pani urwało to już kolejna książka z kategorii komedii kryminalnych za mną – poznałam już książki Alka Rogozińskiego czy M. C. Beaton, więc ucieszył mnie kolejny rodzimy autor. Zaczęłam czytać i uśmiechnęłam się już przy pierwszych kilku linijkach książki, co niezmiernie mnie ucieszyło i jeszcze bardziej zwróciło moją uwagę. Polubiłam bardzo szybko główną bohaterkę pozycji - Zofię Wilkońską, która przypomina mi trochę Klementynę Kopp z serii o Lipowie Katarzyny Puzyńskiej. Naprawdę bardzo ciekawie skonstruowana i wykreowana postać ze sporą dozą poczucia humoru. Pojawia się także coś co bardzo lubię, czyli główna bohaterka jest również narratorką historii. Serio, naprawdę lubię pierwszoosobową narrację. Następny aspekt, czyli styl i język pisarski, które są adekwatne do komedii kryminalnej i utrzymane rzeczywiście na odpowiednim poziomie, co jest niezwykle ważne biorąc pod uwagę fakt, że jest to debiut powieściowy pisarza. Humor i dowcip – jest i to całkiem przyjemy i wywołujący niejeden uśmiech na mojej twarzy. Co do intrygi – również jakaś tam jest, ale jednak mogłoby być więcej i nie ukrywam, że mi tego minimalnie tego zabrakło, bo dość szybko domyśliłam się zakończenia (trochę szkoda). Suma summarum nie zawiodłam się na tej książce, a niejednokrotnie się uśmiechnęłam. 
Zastanowiłam się, czym tak naprawdę jest życie. Nieustanną pogonią za czymś, czego nie możesz mieć. A gdy ci się wydaje, że już to masz, ono wyślizguje ci się z rąk i wpada z powrotem do sklepowej zamrażarki. Sięgasz szybko, żeby nie dać się wyprzedzić. Chwytasz w obawie, że data przydatności już dawno minęła, ale nie przeczytasz małych literek, bo życie jest jak promocja na kurczaka w markecie. Niby atrakcyjne, ale potrafi zakończyć się w najmniej oczekiwanym momencie.
Kółko się pani urwało to pozycja, którą czyta się dość szybko i przyjemnie, choć nie jest literaturą super wysokich lotów. Jednak nie zmienia to faktu, że niejednokrotnie wywołała na mojej twarzy uśmiech, a w szczególności teksty i odzywki głównej bohaterki – Zofii. Zdecydowanie warto sięgnąć – nie w celu szukania skomplikowanych zagadek i morza intryg, a właśnie na poprawę humoru, żeby się zrelaksować, uśmiechnąć i dobrze bawić podczas lektury. Osobiście z chęcią sięgnę po kolejny tom przygód Zofii Wilkońskiej, który ma wyjść jakoś niebawem. 

czwartek, 24 października 2019

"Sekret matki" Shalini Boland





Tytuł: Sekret matki
Autor: Shalini Boland
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Ilość stron: 312
Ocena: 2.5/6








Na rynku czytelniczym aktualnie jest zatrzęsienie książek określanych jako thrillery psychologiczne i właśnie do tego rodzaju literackiego zalicza się pozycja pt. Sekret matki, po którą miałam przyjemność ostatnio sięgnąć w formie e-booka. A że nie słyszałam o książce nic wcześniej to podchodziłam do niej bez większych oczekiwań.
Jej całe życie okazało się kłamstwem… Mroczny thriller psychologiczny o utracie najbliższych, rozpadzie małżeństwa i niszczycielskiej sile mass mediów. Tessa Markham nie potrafi pogodzić się ze śmiercią dwójki swoich dzieci, a jej mąż postanowił poukładać sobie życie na nowo. Kim więc teraz jest? Nie matką? Nie żoną?
Pewnego dnia zastaje w domu małego chłopca. Dziecko twierdzi, że przyprowadził je anioł, a Tessę nazywa „swoją nową mamusią”. Wezwana policja nie daje wiary wyjaśnieniom kobiety. Rozpoczyna się medialna nagonka. Tessa zostaje uznana za porywaczkę, a dziennikarze nie odstępują jej na krok. Bohaterka podejmuje śledztwo na własną rękę, lecz z czasem zaczyna wątpić w swoją niewinność. A jeśli to ona uprowadziła chłopca? Przecież wszyscy nie mogą się mylić…
                                                     opis wydawcy
Czytanie w pociągu
Za mną już kilka thrillerów psychologicznych, co do Sekretu matki zaciekawił mnie motyw macierzyństwa, mrocznego sekretu i chłopca, który pojawił się w tajemniczy sposób. Nie ukrywam, że niezwykle mnie zaciekawiły poruszone tematy, stąd moje zainteresowanie książką – zaczęłam czytać i pochłonęłam pozycję naprawdę dość szybko. Ten tytuł jest zdecydowanie lekkim czytadłem, napisana w sposób prosty i nieskomplikowany, raczej niewyróżniającym się w żadną stronę językiem. Pomysł na książkę jest naprawdę dość ciekawy – w końcu ni stąd i ni zowąd pojawia się jakieś dziecko nie wiadomo skąd i mówi obcej kobiecie, że jest jego matką. Szkoda tylko, że w moim odczuciu, pomysł praktycznie nie wykorzystany. Dość szybko domyśliłam się zakończenia, a intrygi i akcji nie było zbyt wiele. Jasne, bardzo fajnie, że pojawił się motyw manipulacji faktami przez media, ale jednak to nie wszystko. Praktycznie nie ma intrygi, nie ma zaskoczenia, a całość jest przewidywalna i... zupełnie niezaskakująca. Fakt, pomysł ciekawy, ale jednak praktycznie nie wykorzystany.  Motyw psychologiczny – owszem jest, ale jednak thrillera w tym wszystkim nie ma za grosz. 

Sekret matki to czytadło, które jest lekkie i czyta się szybko – to fakt. Jednak jest to wciąż czytadło i to tak wykonanie w sposób dość marny i z przewidywalnym zakończeniem. Jasne – miło się czyta, ale generalnie szału nie ma. Po prostu mierna i, w tym wszystkim, dość banalna historia która jest napisana w sposób wyjątkowo nieskomplikowany, a wątki psychologiczne również nie są jakoś wyjątkowo rozbudowane. Generalnie nie jestem zachwycona – jak dla mnie przeciętność nad przeciętnościami. Nie jest kompletnie beznadziejną książką i kompletnym szajsem, ale zwyczajnie marną, przeciętną. Ani to thriller, ani interesujące wątki psychologiczne, wszystko przewidywalne. Czas zdecydowanie lepiej poświęcić na zupełnie coś innego. 

poniedziałek, 21 października 2019

Kościół Pokoju w Świdnicy, czyli Hadzia w podróży


Na początku września miałam okazję odwiedzić Kościół Pokoju w Świdnicy, który jest listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Źródło
Kościół Pokoju w Świdnicy to kościół ewangelicki wybudowany w 1657 roku, jako efekt traktatu westfalskiego, który w 1648 kończył wojnę trzynastoletnią. Poza tym w Świdnicy są jeszcze w Jaworze i w Głogowie.

Takie kościoły musiały spełnić kilka wymogów:
-kościół musiał być lokowany poza murami miasta, oddalony od nich na odległość strzału armatniego,
-nie mógł mieć dzwonnicy,
-nie mógł posiadać szkoły parafialnej,
-nie mógł mieć bryły przypominającej kościół,
-musiał być zbudowany z materiałów nietrwałych (drewna, słomy, piasku, gliny),
-okres budowy nie mógł przekroczyć 1 roku.

Zapraszam na oglądanie wnętrza na moich zdjęciach






Ołtarz główny


Ambona











Żródło informacji - Wikipedia

Byłam tam 2 razy i za każdym razem zronnił na mnie niemałe wrażenie - naprawdę polecam zobaczyć. 

A Wy - byliście?
Co sądzicie?

piątek, 18 października 2019

"Wybrałem życie" Michał Czernecki, Monika Sobień

Tytuł: Wybrałem życie
Autor: Michał Czernecki, Monika Sobień
Wydawnictwo: Pascal
Ilość stron: 256
Ocena: 4.5/6




Dziecko jest najczęściej papierkiem lakmusowym relacji rodziców i tego, co dzieje się w domu.






Michał Czernecki to jeden z tych polskich aktorów, których wyjątkowo lubię – razem z Maciejem Stuhrem czy Robertem Więckiewiczem. Czerneckiego szczególnie polubiłam za bardzo prawdziwą postać dr Sadzika w serialu Diagnoza, natomiast pozostałych dwóch szczególnie kocham za głos. Najpierw zobaczyłam wywiad z Michałem Czerneckim o jego książce i o jego depresji, jak zobaczyłam, że jest to wywiad-rzeka to stwierdziłam, że koniecznie muszę przeczytać. Wiele czasu to nie zajęło i zabrałam się za lekturę w formie e-booka pt. Wybrałem życie, czyli właśnie wywiadu-rzeki, który przeprowadziła Monika Sobień właśnie z Michałem Czerneckim.
Czy można doświadczyć depresji i dwóch prób samobójczych, a potem zawalczyć o siebie i odbić się od dna?Poruszająca opowieść chłopaka z Zagłębia, który ostatecznie zdecydował się żyć i sięgnąć po swoje marzenia. Ta historia zaczyna się w domu rodzinnym Michała Czerneckiego. Wiedzie przez trudne dzieciństwo, starcie z demonami przeszłości i spotkanie miłości życia. Przejmująco szczera rozmowa o wszystkim, co ważne: miłości, męskich przyjaźniach, byciu ojcem, pieniądzach. O sukcesach i porażkach na planach najpopularniejszych polskich filmów, pracy z najlepszymi reżyserami. O kryzysach, które czasem wracają. O wieloletniej pracy nad sobą.
                                   opis wydawcy

Wybrałem życie nie należy do książek opasłych i grubych, jest raczej taka przeciętna jeżeli chodzi o objętość. Jest podzielona na trzy części, w których Michał Czernecki opowiada kolejno o: swoim niezbyt łatwym dzieciństwie, później o początkach swojej dorosłości i studiach, a kończy się na opowieści o aktualnym życiu. Pytania Moniki Sobień są taktowne, nienachalne i bardzo na miejscu, a odpowiedzi aktora – ciekawe i dość wyczerpujące. Fakt, że spodziewałam się trochę większych zwierzeń, ale zdaję sobie sprawę, że depresja to temat naprawdę trudny, więc doceniam i tak te wszystkie uzewnętrznienia się Michała Czerneckiego. Myślę, że książka może być budującą lekturą dla osób zmagających się z depresją - można zobaczyć, że tzw. trudne dzieciństwo czy próby samobójcze to nie tylko domena zwykłych, szarych ludzi, ale dotyka również tych, których widzimy na ekranach telewizorów. Jest dużo o pozwalaniu sobie na emocje, o braku emocji w rodzinnym domu, o niezmiernie ważnej roli psychoterapii w procesie leczenia depresji. A co najważniejsze – pokazuje, że z depresji można wyjść, że nie każda depresja kończy się spektakularnym samobójstwem po długim życiu niewalczenia o siebie. 

W naszym domu panowała niepisana zasada, że o emocjach i przeżyciach się nie rozmawia i nigdy nie komunikuje się ich wprost. To od rodziców nauczyłem się odwracania uwagi od własnych emocji.
Wybrałem życie to książka zdecydowanie warta przeczytania – szczególnie dla osób, które lubią tego aktora. Myślę, że mogę ją polecić również osobom walczącym z depresją, żeby zobaczyć, że to może dotknąć zupełnie każdego. Myślę, że dla osób, które przezywają w swoim życiu jakieś kryzysy także może się sprawdzić. Generalnie pozycja dość ciekawa i dość dobrze napisana – można lepiej poznać autora, można zobaczyć inne oblicze depresji, można zobaczyć jak wygląda droga do zostania aktorem... Nie jest to mistrzostwo świata, ale zdecydowanie warto sięgnąć, zwłaszcza, że nie jest to zbyt obszerna pozycja. 


środa, 9 października 2019

"Zabójcza biel" Robert Galbraith (J.K.Rowling)

Tytuł: Zabójcza biel
Autor: Robert Galbraith (J.K.Rowling)
Cykl: Cormoran Strike
Tom: czwarty
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 656
Ocena: 2/6


Bo można kogoś cholernie nienawidzić, a mimo to nadal pragnąć, żeby nie miał Cię gdzieś, i jednocześnie nienawidzić się za to pragnienie.





Od Wołania kukułki polubiłam twórczość Roberta  Galbraith'a, nawet biorąc pod uwagę fakt, że z czasem okazało się, że to pseudonim literacki J.K.Rowling (jednak jakoś szczególnie się nie ekscytowałam na samą tę myśl). Tak więc sobie powoli czytałam kolejne części serii z Cormoranem Strikem w roli głównej – w końcu przyszedł czas na Zabójczą biel.
Prywatny detektyw Cormoran Strike i jego współpracowniczka Robin Ellacott walczą o odkrycie prawdy w nowej sprawie. Do biura, w którym urzędują, przychodzi młody człowiek imieniem Billy z prośbą o pomoc w zbadaniu zbrodni, której – jak sądzi – był świadkiem w dzieciństwie. Młodzieniec najwyraźniej cierpi na zaburzenia psychiczne, nie pamięta też zbyt wielu szczegółów, ale jest w nim i w jego historii coś szczerego, dlatego Strike jest głęboko zaniepokojony tym, co słyszy. Zanim jednak uda mu się wyciągnąć z chłopaka więcej informacji, ten wybiega z gabinetu w panice. Próbując wyjaśnić opowieść Billy’ego, Cormoran Strike i Robin Ellacott – kiedyś jego asystentka, a obecnie współpartnerka w interesach – idą krętym tropem, który prowadzi ich przez boczne uliczki Londynu do wewnętrznego kręgu w Parlamencie i pięknego, ale złowieszczego dworku na dalekiej wsi. Nie dość, że śledztwo przypomina labirynt zagadek, to na dodatek prywatne życie Strike’a bardzo się skomplikowało. Odkąd zyskał sławę jako prywatny detektyw, nie może już działać zakulisowo, tak jak kiedyś. Co więcej, jego relacje z Robin, która jest teraz nieoceniona w prowadzeniu działalności, są dużo bardziej napięte, a osobiste stosunki między nimi – o wiele bardziej zawiłe.
                                                                   opis wydawcy

Zabójcza biel to już czwarta część przygód z Cormoranem Strikem i zaczyna się dokładnie w momencie, gdzie skończyła się poprzedniczka – Żniwa zła. Robin awansowała na wspólniczkę, Cormoran zyskuje klientów, zdobywa kobietę. W moim odczuciu jednak jest to zdecydowanie najsłabsza część z wszystkich czterech. Pomysł na fabułę nie jest zły, ale widzę tutaj podobieństwo do Psa Baskerville'ów Artura C.Doyle'a. Wyczuwalna jest atmosfera taka typowo brytyjska – są londyńskie puby, brytyjski parlament oraz stara, typowo angielska, wiejska rezydencja. To akurat jest na plus. Jednak nie zmienia to faktu, że podczas czytania tej książki wyjątkowo się męczyłam, czego nie doświadczyłam długo wcześniej. Sprawa kryminalna w tej książce ani trochę nie jest intrygująca. Język i styl pisarski podobny do wcześniejszych, ale jednak mam wrażenie, że poziom opadł. Tak samo jak opadła jakość realizacji pomysły na książkę. Nie dość, że wydaje się być podobna do klasyki, to jeszcze sam pomysł zrealizowany naprawdę dość marnie. Choć polubiłam Cormorana, to jednak ta sympatia do niego nie uratowała poziomu tej części. Głównie dlatego, że w tym tomie wyjątkowo nie przypomina samego siebie. Tak samo jak wcześniejsze relacje z Robin, ale to akurat do przewidzenia, skoro Robin wzięła ślub. Jednak intrygi i napięcia zabrakło, wręcz w ogóle jej nie było, a wiało wyjątkową nudą, co sprawiło, że w ogóle się nie wciągnęłam w lekturę. 
Czasami zachowywanie się tak, jakby wszystko było z tobą w porządku, sprawia, że rzeczywiście jest w porządku. Czasami trzeba po prostu zrobić dobrą minę do złej gry, wyjść do świata, i po chwili się okazuje, że to wcale nie takie trudne, że to zupełnie naturalne.
Zabójcza biel to czwarta część serii i w moim odczuciu naprawdę najsłabsza. Skopiowany pomysł, a do tego marna realizacja, a wszystko prawie na 700 stronach. Generalnie powiało nudą. Nie polecam tej części. O ile wcześniejsze były naprawdę ciekawe i warte sięgnięcia – tutaj nie ma po co. Odniosłam wrażenie, że autorka się zupełnie wypaliła, bo w książce nie ma nic czym można by się zachwycić – ani intrygi, ani odkrywczej fabuły, ani wartkiej akcji... Ja się naprawdę dość mocno męczyłam się podczas lektury i zdecydowanie odradzam.