sobota, 7 stycznia 2017

Bullet Journal - co to jest i z czym to się je.


Bardzo długo szukałam jakiegoś idealnego kalendarza - planera.
W zeszłym roku pisałam na blogu o tym jak dostosowałam pod swoje potrzeby kupny  kalendarz w tym poście. Jednak po jakimś czasie okazało się, że jest ciężki, duży, ale jednak brakuje w nim miejsca na luźniejsze notatki - takie poza tym o której mam jakie spotkanie, Jakiś czas po tym jak do tego doszłam przeczytałam u Kreatywy na blogu post o Bullet Journal. Wtedy pierwszy raz o tym przeczytałam, zainspirowałam się i postanowiłam stworzyć swój własny.

Czym tak w zasadzie jest Bullet Journal (BuJo)?


To system planowania polegający na prostocie i minimalizmie. Tak w zasadzie najprościej można powiedzieć, że jest to połączenie kalendarza, plannera i dziennika.
Do jego stworzenia wystarczy... zeszyt i długopis.


Filmik, w którym pomysłodawca Bullet Journala opowiada o co w tym chodzi.

Początkowo miałam zacząć swój BuJo od stycznia, ale jednak nie wytrzymałam i zaczęłam od listopada. To jest właśnie super - można zacząć w dowolnym momencie roku, a nie od początku stycznia czy roku szkolnego. No i chciałąbym pokazać Wam moją przygodę z BuJo.


U mnie też zaczęło się od zeszytu i pióra. 
Zwykły czarny zeszyt w kratkę. z Herliza, lekko przyozdobiony już jakiś czas temu i moje ulubione pióro z czarnym atramentem.


Na początku index, czyli spis treści oraz karteczki na okładce - samoprzylepne przyklejone tak po prostu, a luźne w przyklejonej do okładki kopercie.



U mnie równo połowa zeszytu - to taki kalendarz. 
Najpierw na całej stronie zrobiłam sobie rozpiskę miesiąca i zaznaczam tam najważniejsze wydarzenia miesiąca i połączyłam to z Habit Trackerem - kontrolną nawyków. 






Habit tracker

Po każdej rozpisce całego miesiąca rozpisałam sobie poszczególne dni/tygodnie - jeden tydzień zajmuje mi 2 strony.

Jeszcze nie zapisane dniówki

Wypełnione dni - niektóre dość skromnie
Jak dla mnie nie jest to układ dni idealny - za mało miejsca zostawiłam sobie na weekendy, czasem za mało miejsca także w pozostałe dni. Myślę nad udoskonaleniem tego. Ten BuJo mam do końca czerwca, więc jeszcze trochę czasu mam do namysłu. 

No i poniżej powypełniane dni.



I teraz najlepsze w BuJo - kolekcje.
Czyli zapisywanie wszystkiego, co potrzebne, zorganizowania czegokolwiek
















Na końcu stworzyłam sobie kieszonki na luźne kartki, karteluszki - wystarczy taśmą dwustronną skleić 2 strony zeszytu.



No i na samym końcu jeszcze jedna kieszonka na karteluszki stworzona z koperty formatu A5.


Niedawno będąc w jakimś centrum chińskim natrafiłam na dość marnej jakości notes, ale jednak stwierdziłam, że jego skóropodobna okładka przyda mi się jako ochrona mojego zeszytu, który jednak jest w miękkiej okładce i przy noszeniu w torebce szybko niszczeje. 



Co mnie urzekło w Bullet Journalingu?
Zupełna dowolność i swoboda.
Można wybrać sobie dowolny zeszyt, dowolnego formatu, można zacząć kiedykolwiek, zamieszczać dowolne notatki i kolekcje.
A także to, że wszystko mam w jednym miejscu - kalendarz, czy zapiski takie jak pomysły na obiad, pomysły na teksty na bloga, zamówienia rękodzielnicze, egzemplarze recenzenckie czy rozpiski dotyczące Dzieła Duchowej Adopcji Sióstr Zakonnych, które prowadzę. Przez co różne pomysły zamiast uciekać z głowy - zostają. 

Z BuJo jako narzędziem o wiele łatwiej mi jest zaplanować cokolwiek, zorganizować się, właśnie przez to, ze jest on przystosowany do mnie, do moich potrzeb, mojego roztrzepania i lekarskiego pisma - wszystko w jednym miejscu, a nie na dziesiątkach karteczek czy w różnych notatkach na telefonie. Jeszcze myślę nad tym jak mogę udoskonalić swój system, ale i tak jestem zadowolona, z tego co mam. 

Przeglądając Internet, a przede wszystkim zdjęcia na grupie na facebooku, widziałam mnóstwo pięknie wykaligrafowanych stron, mnóstwo ozdobników, tasiemek, a także zachwytów nad drogimi notesami z wykropkowanymi stronami (zamiast linii czy kratek - kropki). Jednak nie o to chodzi, to są tylko dodatki, Wcale nie trzeba mieć notesu z wykropkowanymi stronami, pięknego pisma czy mnóstwa naklejeczek, żeby prowadzić BuJo. Pamiętaj, że wystarczy tylko długopis/pióro i zeszyt.

A Wy macie jakieś doświadczenia z Bullet Journalem?
Co sądzicie o tym sposobie planowania?

8 komentarzy:

  1. Niestety pisze tak paskudnie, że nawet mi sie nie będzie podobał. Ale Twój jest ekstra :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja to co? Pismo iście lekarskie. No i zawsze mnie w szkole nauczyciele gnoili za pismo

      Usuń
  2. Widzę, ze robilam to zanim stało się to popularne i dostało taką fikuśną nazwę. ;) od początku studiów sama robilam sobie taki właśnie notes (koniecznie jak największy), żeby samej zapisywać właśnie wszystkie ważne rzeczy. ;) na, nawet jeszcze w liceum takie tworzylam, ostatnio je znalazłam i byłam pod wrażeniem swojej staranności. ;)
    generalnie myślę, ze to świetny pomysł. ;)
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha ha, widzisz, ale się dzisiaj zgrało: u mnie również BUJO dzisiaj :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy pomysł, korzystam z gotowych kalendarzy, ale trochę je dostosowuję do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomysł fajny, ale to dla kogoś, kto lubi mieć rubryczki i - co najważniejsze - używa ich systematycznie zgodnie z przeznaczeniem. W moim terminarzu jest chaos totalny, bo notuję w nim WSZYSTKO (od terminów przez listy zadań po notatki z wykładów, jak zapomnę zeszytu) i nie przejmuję się brakiem miejsca na luźniejsze notatki. ;) Po prostu, znajduję stronę, której jeszcze nie zapisałam. :D Przy takim systemie wystarczy mi zwykły kupny kalendarz (choć mam pewne preferencje dotyczące formatu, wagi i sztywności okładki). W tym roku się zagapiłam trochę z zakupami i mój zeszłoroczny terminarz robi drugie okrążenie. Daje radę. ;) A bullet journal? Może kiedyś, jak będę mieć pewność, że czas spędzony nad przygotowaniem nie pójdzie na marne i narysowane przeze mnie rubryki nie pozostaną puste. :) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super ten BUJO :) Chociaż znając mój słomiany zapał, pewnie po tygodniu rzuciłabym w kąt. Ja mam za to na biurku zwykły notesik gdzie sobie piszę np. do kiedy mam zrobić opłaty albo kiedy mi odjeżdża tramwaj którym mam gdzieś jechać rano w jakieś nietypowe miejsce. A do rzeczy terminowych służy mi mały kalendarzyk który noszę w torbie. A w pracy mam taki z tygodniowym układem ale to tam tylko pracowe rzeczy piszę (czasem też wpisuje jakieś szybkie nieplanowane wyjścia po pracy).

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem pod wrażeniem. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy dominuje zapisanie wszystkiego na nośnikach cyfrowych. Żałuję w sumie, że nie miałam czegoś takiego na studiach. Teraz w sumie prowadzę na tyle jednostajne życie, że niewiele byłoby w tym notesie :). Ale podziwiam. A, i wszystkiego dobrego w kolejnym roku! Wielu wpisów na blogu i dużo przyjemności poza blogiem!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :)