środa, 17 sierpnia 2016

"Umarli nie tańczą" Charles Martin

Tytuł: Umarli nie tańczą
Autor: Charles Martin
Wydawnictwo: WAM
Ilość stron: 317
Ocena: 2/6



Nie wiem, czy odwracał wzrok, ponieważ nie chciał patrzeć na moje wilgotne oczy, czy nie chciał, abym to ja zobaczył jego łzy.







Po książki należące do serii wydawniczej Labirynty. Kolekcja prozy sięgam z nieskrywaną przyjemnością. W mojej czytelniczej karierze natrafiłam chociażby na Psychiatrę Boga czy na Dłoń pełną gwiazd. Podczas którejś wizyty w bibliotece natrafiłam na pozycję z tej samej kolekcji pt. Umarli nie tańczą, więc zgarnęłam ją bez większego wahania, choć żadnej książki Charlesa Martina nigdy wcześniej nie czytałam.
Dylan i Maggie mieszkają na niewielkiej farmie pośród kukurydzianych pól Południowej Karoliny. Po wielu latach małżeństwa spodziewają się narodzin pierwszego dziecka. Ich szczęście zmienia się w dramat. Synek rodzi się martwy, a Meggie zapada w śpiączkę. Życie Dylana rozpada się na kawałki, nadzieja ustępuje zwątpieniu, wiara przeradza się w bunt. Czy pozostało coś jeszcze, co nie pozwoli mu pogrążyć się w rozpaczy?

                                                                                                opis z okładki

Umarli nie tańczą to pozycja, którą czytało mi się mi się dość trudno i długo... Pomysł na fabułę jest może ciekawy, ale liczyłam na to, że zostanie on o wiele lepiej zrealizowany. No dobra, porusza ważny i bardzo życiowy temat – stratę bliskich, ale jednocześnie wszystko jest napisane w dość odrealniony i cukierkowatym jakby wszystko było oblane różowym, bardzo słodkim lukrem. Czy można tak pisać o śmierci dziecka i śpiączce żony? Można... Autor przedstawił świat tak, jakby po owych tragediach już nie było żadnych trudności – tylko sami przyjaciele i życzliwi ludzie. Rozumiem, że wartym pokazania jest to, że Dylan się nie załamuje, ale jednocześnie było dla mnie to wszystko zbyt przesłodzone. Styl pisarski jakim operuje autor jest dość przeciętny – nie zachwyca, ani nie wywołuje zażenowania. Język – niezbyt wygórowany czy literacki, ani (na szczęście) zbyt prosty. Wszystko takie nijakie... A do tego bohaterowie, którzy także są tacy mdli, niewzbudzający emocji..
Nie, ja mam na myśli ową słodycz, która pojawia się, gdy otwierasz oczy i uświadamiasz sobie w delikatnym świetle dnia o brzasku, że twoja żona przysunęła swoją twarz do twojej i że oddychasz teraz powietrzem, którym ona oddycha. Ową słodycz, która pojawia się, gdy sobie to uświadamiasz, a następnie zamykasz oczy i czujesz ten łagodny podmuch jej oddechu muskający twoje rzęsy. Słodycz, która pojawia się, gdy po tym, jak już odczujesz ten łagodny podmuch, zapadasz w sen, a wasze oddechy dzielić będą to samo powietrze..


Umarli nie tańczą to książka przeciętna i niezapadająca w pamięć. Podczas lektury nie dość, że się wynudziłam, to jeszcze nijak mnie nie poruszyła. Bohaterowie nie wzbudzili we mnie ani sympatii ani nienawiści, może czasami jedynie irytację... Wszystko przesłodzone i tak generalnie nic nadzwyczajnego... Raczej więcej się sięgnę po inne książki tego autora...

3 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)