niedziela, 4 marca 2012

Moje życie z Mozartem

Tytuł: Moje życie z Mozartem
Autor: Eric Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 118
Ocena: 6/6

Moja przygoda ze Schmittem zaczęła się książką "Oskar i pani Róża" jak byłam w 6 klasie podstawówki. Z Mozartem mniej więcej w tym samym czasie, gdy poszłam na konkurs wiedzy o nim właśnie. Później, w zasadzie niedawno powróciła. Nawet teraz w słuchawkach słychać Mozarta. Obok tej książki w bibliotece przechodziłam kilkakrotnie, aż w końcu za nią chwyciłam i przeczytałam w jedno popołudnie.

Podobno jest to najintymniejsza powieść Schmitta.
Powieść w formie listów do Mozarta. Nie jako do patetycznej postaci w peruce i białych pończocha, ale jako do przyjaciela, który swoją muzyką wspiera, pomaga, a nawet jest w stanie uratować życie. Wszystko zaczyna się od 15-letniego chłopaka, autora listów, który nie potrafi zaakceptować zmian w swoim ciele. Życie ratuje mu właśnie Mozart. To znaczy nie on sam. Jego muzyka. I dlatego zaczyna pisać do niego listy, traktować go jak przyjaciela. A on mu odpowiada. Muzyką. Pomaga dojrzeć.

Książka piękna i godna polecenia.
Naprawdę. Nie tylko fanom Mozarta, ale wszystkim w ogóle.
Ale fanom Mozarta w szczególności.
Bardzo poruszająca książka.

Cytaty


Dziś, kiedy spotykam napuszonego imbecyla lub nieludzkiego urzędnika, przylepiam mu do czoła etykietkę „Colloredo” i niskim głosem wypowiadam zaklęcie „Mozart”. To mój sposób na walkę z przeciwieństwami.
Zapomina się, że optymizm i pesymizm wyrastają z tej samej konstatacji: istnieje cierpienie i zło, nasze siły ulecą, nasze dni są krótkie. Pesymista ulega słabości, wyszukuje negatywy, tonie bez walki. Optymista bierze energiczny oddech i próbuje wydostać się na powierzchnię, szukając drogi wyjścia. Powrót na powierzchnię nie oznacza pójścia na łatwiznę, ale wydobycie się z głębiny mroku na słońce południa, tam gdzie można oddychać.
Dziś nie wiem, czy Bóg i Jezus istnieją. Ale Ty przekonałeś mnie, że istnieje Człowiek. Istnieje lub zasługuje na istnienie.
Objawiłeś mi, że istnieje świat czysto ludzki, ustanawiający własne święta, własne reguły, wierzenia, spotkania, gdy głosy łączą się w harmonii, by uwolnić piękno, które rodzić się może jedynie ze zgody i porozumienia osiągniętego w imię wspólnego trudu, jednego celu, dzielonych z innymi emocji... Ten świat stawał się podobny do natury, tej samej, którą unicestwić mogły lód, zimno i noc. Świat wymyślony, nasz własny.



PS. Tak, wiem, miał być Wędrowicz, no ale tak wyszło:)

10 komentarzy:

  1. Szkoda ze taka krótka recenzja, ale i tak z chęcią przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Schmitta i uwielbiam muzykę klasyczną. Tak więc czuję, że ta książka została stworzona dla mnie i nie mogę jej nie przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę musiała kupić tę książkę ze względu na Schmitta:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Już mi się Schmitt trochę przejadł, ale zainteresowałaś mnie tą książką. Jak będę miała okazję to przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach ten Schmitt... Chyba nie ma w swoim repertuarze kiepskiej książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej, Ja KOCHAM tego autora. Nie wiem, co on dokładnie ma takiego w swoim stylu, ale czytanie jego książek to niezwykła przygoda i przyjemność. Po tą książkę na pewno sięgnę, choć nie wiem czy prędko. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przecudna okładka ;) Schmitta bardzo lubię więc i tę książkę będę mieć na oku, bo widzę że warto! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czytałam żadnej książki tego autora. Wiem, wstyd, ale chcę to naprawić

    OdpowiedzUsuń
  9. od dawna mam w planach książki tego autora, bo czytałam tylko jedną, ale jakoś nie wychodzi :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :)