wtorek, 10 czerwca 2014

"Historia Lisey" Stephen King

Tytuł: Historia Lisey
Autor: Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i s-ka
Ilość stron: 528
Ocena: 2,5/6



(...) samotność nigdy nie jest bardziej samotna niż wtedy, kiedy człowiek się budzi i uświadamia sobie, że ma cały dom dla siebie. Że jedyne żywe stworzenia to ty i myszy w ścianach.





Stephen King to twórca wielu książek, a ja mam już kilka tytułów z jego bibliografii na swojej półce. Jedną z takich książek jest właśnie Historia Lisey.

W książce poznajemy tytułową Lisey -  żonę znanego pisarza, który zmarł dwa lata wcześniej. Przed jego odejściem byli ze sobą 25 lat, a ona wciąż żyła w jego cieniu, w cieniu znanego pisarza. Jak kobieta poradziła sobie, ze śmiercią swojego ukochanego męża, z którym była tak zżyta? Jak poradzi sobie bez ich intymnej relacji? Co King zawarł w swojej najbardziej intymnej książce?

Historia Lisey to jedna z  tych książek, za którą się zabrałam bez większego entuzjazmu i to dobrze, bo generalnie książka mnie nie porwała. Pisana charakterystycznym dla Kinga stylem, pełnym neologizmów, często niezrozumiałych i drażniących. No i najbardziej romantyczna, największe love story autorstwa Kinga, z jakimi miałam kontakt. Ckliwe romansidła i retrospekcje pełne miłosnych uniesień – to nie dla mnie. A w Historii Lisey tego pełno. Ok, pojawiają się krwawe sceny czy elementy fantastyki, ale jednak ckliwość uczuć, retrospekcji związanych z ukochanym mężem, z którym kobieta spędziła tyle lat.  

Bywało, iż zdarzał się dzień ponury , szary (albo słoneczny), kiedy dopadała ją tęsknota tak żrąca, że czuła się pusta, już wcale nie kobieta, ale suche drzewo, w którym świszcze zimny listopadowy wicher. Tak właśnie czuła się teraz (...), aż ją głowa rozbolała od myśli o tych wszystkich przyszłych latach i zaczęła się zastanawiać, na co komu miłość skoro do tego prowadzi, skoro można się tak czuć choćby przez dziesięć sekund.

Historia Lisey to książka, przy której się wymęczyłam. Jest inna niż pozostałe książki Stephena Kinga, Zdecydowanie bardziej ckliwa i... nudna. Choć pojawia się po raz kolejny motyw pisarza tak jak w Stukostrachach czy Miasteczku Salem i styl pisania wciąż charakterystyczne, to jednak mnie to nie przekonuje. Za dużo retrospekcji i sentymentalizmu. Naprawdę się  wymęczyłam chcąc ją skończyć czytać. Co ciekawe King podobnoć uważa ją za jedną ze swoich najlepszych książek i szczyt swoich pisarskich umiejętności. No jak dla mnie mija się to z prawdą. Ale co ja tam wiem.

Pamiętała, jak kiedyś, w szczęśliwszych czasach, powiedział jej, że mężczyźni hetero gapią się na wszystko rodzaju żeńskiego w wieku od mniej więcej czternastu do osiemdziesięciu czterech lat; twierdził, że to przez taki prosty obwód łączący oko z fiutem, że mózg nie ma z tym nic wspólnego.

Podsumowując, Historia Lisey to pozycja niezbyt porywająca, zupełnie różna od pozostałych książek rzekomego Króla grozy, a dodatkowo ckliwa, sentymentalna, pełna miłosnych uniesień i neologizmów. Chyba, że rajcują Was różnego rodzaju miłosne opowiastki i love story w wykonaniu Kinga.

4 komentarze:

  1. Pamiętam, że mnie bardzo zachęciła okładka. A niestety rozczarowała treść. Tak, potwierdzam - to jedna z nudniejszych książek Kinga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem wielką fanką książek Kinga, przeczytałam kilka - jedne podobały mi się bardziej, drugie mniej, ale po przeczytaniu Twojej recenzji już wiem, że za tę książkę mam się nie brać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z S. Kingiem miałam na razie do czynienia tylko kilka razy, ale planuję kolejne spotkania :) Być może przeczytam też powyższy tytuł jeśli będę realizowała plan poznania wszystkich ksiażek autora, ale na ten moment nastawiam się raczej na inne tytuły (np. "Carrie"). Widziałam zresztą, że Misery oceniłaś bardzo wysoko, a mi też się podobała więc ufam, że mamy podobny gust :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :)