piątek, 28 marca 2014

Cynamonowa kawa a'la Cinnamon Dolce Latte z sieciówek


Witajcie, witajcie!
Czerpiąc inspirację z cudownego smaku Cinnamon Dolce Latte oraz przepisu znalezionego TU postanowiłam zrobić sobie właśnie taką kawę!


Co będziemy potrzebować?

Składniki na syrop:
4 laski cynamonu
1 szklankę wody
1 szklankę cukru
(najlepiej brązowy, choć u mnie było go zaledwie 1/4 szklanki)

Składniki na kawę:
ok. 150 ml zaparzonej kawy
ok. 100 ml mleka
1 łyżka syropu cynamonowego
bita śmietana 
cynamon

Jak przygotować?
Najpierw syrop. Do garnczka wlewamy wodę, dodajemy laski cynamonu. Podgrzewamy aż do zagotowania się wody, następnie wyłączamy i zostawiamy na ok. 10 min pod przykryciem. Później wyjmujemy laski cynamonu, dodajemy cukier i podgrzewamy aż do jego rozpuszczenia.
Teraz czas na kawę. Zaparzamy ok 150 ml. kawy tak jak zazwyczaj pijemy, dolewamy łyżkę syropu i mleko. Wierzch dekorujemy bitą śmietaną i startym cynamonem.

Sugestia: lasek cynamonu nie wyrzucaj - wysusz i wykorzystaj je następnym razem!





sobota, 22 marca 2014

Urodzinowy konkurs u hadzi


Dziś mój blog obchodzi swoje 3. urodzinki, więc z tej okazji postanowiłam zorganizować konkurs;)
Są dwie nagrody do wygrania.
Oto one:

Nagroda nr 1

Nagroda nr 2

Zadanie konkursowe: W najbardziej kreatywny z możliwych sposobów przedstawić swojego ulubionego literackiego bohatera i uzasadnić dlaczego akurat on;) Forma dowolna - opisy, filmiki, wiersze, grafiki itp;)

1. Organizatorem Candy jest Asia Hadzik vel. Hadzia, będąca autorką tego bloga.
2. Rozdanie TYLKO dla posiadaczy bloga;) 
3. Zamieszczanie podlinkowanego baneru jest warunkiem koniecznym.
4. Warunkiem wzięcia udziały w rozdaniu jest nadesłanie na mój adres mailowy wiadomości, w której powinno znaleźć się:
-praca konkursowa
-adres bloga z podlinkowanym banerem
5. Jeżeli chcesz zwiększyć swoje szanse - wyślij paczkę dla dzieciaków z domów dziecka w ramach Ogólnopolskiej Zbiórki Darów Kulturalnych. Jako potwierdzenie dołącz do maila zdjęcie zawartości i zdjęcie/skan potwierdzenia nadania paczki.
6. Obserwowanie bloga i polubienie strony na fb nie jest konieczne,
aczkolwiek mile widziane.
7.Zapisy trwają do 12 kwietnia 2014 roku do godz 23:59
8.Ogłoszenie wyników 13 kwietnia 2014 r. ;);)


czwartek, 20 marca 2014

"Małżeństwo we troje" Eric-Emmanuel Schmitt

Tytuł: Małżeństwo we troje
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 320
Ocena: 6/6


Bohater to człowiek, który próbuje być człowiekiem przez całe swoje życie, raz walcząc z innymi, raz walcząc ze sobą samym.







Schmitt to autor, którego twórczość pokochałam już jako dzieciak w podstawówce i ta miłość trwa po dziś dzień, i za każdym razem po jego książki sięgam z radością, wielkim entuzjazmem i świadomością, że czas z nią spędzony nie będzie czasem zmarnowanym. Tak było Małżeństwem w troje.

Książkę otwiera opowiadanie Dwóch panów z Brukseli, w którym poznajemy dwóch mężczyzn podczas oficjalnego i legalnego ślubu nieoficjalnie i bez świadków przyrzeka zostać ze sobą do końca życia. Dzięki temu owe pary stają się sobie niezwykle bliskie, choć nigdy się nie spotkały.

Następnym opowiadaniem jest zatytułowane Pies i poznajemy w nim historię lekarza, który zawsze kochał psy i przez 40 lat swojego życia wciąż przygarniał czworonoga tego samego gatunku nadając mu za każdym razem to samo imię. Dlaczego lekarz po śmierci kolejnego z nich postanawia odebrać sobie życie?

Kolejne tytułowe opowiadanie Małżeństwo we troje mówi o kobiecie, która po stracie męża – niedocenianego przez nią kompozytora, zupełnie nie rozumie fascynacji nim swojego drugiego męża.

W opowiadaniu Serce w popiele podejmowany jest temat transplantologii i reakcji rodziny na wieść o czyjś nagłej śmierci czy znalezieniu odpowiedniego dawcy serca. Tu sprawa jest na tyle skomplikowana, że w jednej rodzinie mamy jednocześnie dawcę i biorcę organu. Jak rodzina to przyjmie?

Ostatnie opowiadanie Dziecko upiór krąży wokół wykrywania wad genetycznych w okresie prenatalnym i bolesnej decyzji jaką muszą podjąć w związki z tym rodzice, zwłaszcza matka, która nosi owo dziecko pod sercem.
Jak wygląda życie, które warto przeżyć? Istnieje tyle odpowiedzi na to pytanie, ilu ludzi na ziemi. Nigdy nie zaakceptuję tego, by ktoś miał decydować o tym za mnie lub za innych. Jeżeli dwie osoby godzą się na to, wydaje mi się to podejrzane. Począwszy od trzech osób przeczuwam dyktaturę.
Małżeństwo we troje to zbiór opowiadań, który poruszył mną do głębi. Autor nie boi się podejmować w swojej książce tematów trudnych takich jak przeżycia wojenne, homoseksualizm, transplantacja narządów czy aborcja. Nie sposób przejść przez tę pozycję bez chwili refleksji, zamyślenia, bowiem jest bardzo emocjonująca. Autor daleki jest tu od taniego moralizowania – o nie, to do zupełnie do niego nie podobne. Przedstawia temat na swój sposób, nie ocenia niczego – zostawia wolną rękę czytelnikowi. Choć tematy opowiadań są tak różne, przez co trudno ocenić je jako całość, to przewija się gdzieś tam jeden wątek wspólny – miłość. Kto zna już Schmitta, ten wie, że w specyficzny sposób ją pokazuje – nigdy nie gra pierwszych skrzypiec, jest delikatnym powiewem, tłem i motywem dla innych wydarzeń, które są zasadniczą częścią jego książek i to z tych wydarzeń składa się fabuła jego pozycji. Tak, w ogóle Eric Emmanuel Schmitt to moim zdaniem mistrz krótkiej formy – jego opowiadania są zgrabnie napisane, lekko, podejmują ważne tematy, jednocześnie zaskakują, są ładnie spuentowane, zakończone... Po prostu mistrzostwo krótkich form. Pisać o tak ważnych sprawach w tak lekki sposób – miodzio. Schmitt to klasa sama w sobie, bez dwóch zdań. Zawsze, gdy sięgam po jego książki, wiem, że czeka mnie wspaniała przygoda z dobrym kawałkiem literatury, jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Tak było i z Małżeństwem we troje. Nie zawiodłam się i polecam z całego serca. Naprawdę warto spędzić z nią czas! Książka mądra, wartościowa, przyjemna w odbiorze. Po prostu Schmitt w pełnej krasie.

piątek, 14 marca 2014

Vanilla latte;)

Postanowiłam pokombinować i zrobić sama domowe, waniliowe latte i dziś przedstawiam Wam przepis;)



Co będziemy potrzebować?
zaparzoną kawę wg upodobań
mleko
3 łyżeczki domowego syropu waniliowego
bita śmietana

Jak zrobić syrop?
Składniki:
pół szklanki wody
3/4 szklanki cukru (najlepiej brązowego)
2 laski wanilii

Laski wanilii połam na drobniejsze, i wrzuć je do wody w rondelku. Doprowadź do wrzenia, wyłącz gaz i odczekaj jakieś 5 min. Później wsyp cukier i podgrzewaj aż do rozpuszczania;) Przelać do słoika lub innego zamykanego naczynia wraz z laskami wanilii;)

Jak zrobić kawę?
To już banał. na dno dać syropu, wlać kawę i uzupełnić mlekiem (najlepiej spienionym). Udekorować bitą śmietaną i masz pyszny napój!

środa, 12 marca 2014

"Upadłe anioły" Graham Masterton

Tytuł: Upadłe anioły
Autor: Graham Masterton
Cykl: Katie Maguire
Tom: drugi
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron 400
Ocena: 4/6


Czasami Bóg daje ci to, czego chcesz, ale czasami pokazuje ci, czego naprawdę nie chcesz.






Jaki w dzisiejszym społeczeństwie panuje stereotyp księdza? Jest gruby z orlim gniazdkiem na czubku głowy, ma kochankę i trójkę dzieci, jest pazerny, za każde kiwnięciem palcem bierze spore sumy pieniędzy, jeździ wypasionym samochodem, a do tego jest pedofilem i każe dzieciom zlizywać bitą śmietanę z kolan. Choć osobiście nie spotkałam takiego księdza podejrzanego o molestowanie to jednak media bardzo usilnie nagłaśniają każdą taką sprawę o jakiej się dowiedzą i to właśnie stało się podwaliną jednej z nowszych książek Mastertona.

Graham Masterton to znany brytyjski twórca horrorów, od którego książek w „mojej” bibliotece miejskiej ugina się co najmniej kilka półek i to właśnie tam sięgnęłam po Drapieżców, od których zaczęłam moją przygodę z jego twórczością. Ostatnio od mojego Księcia z bajki dostałam kolejną jego książkę, jedną z najnowszych, a mianowicie Upadłe anioły, która okazała się być thrillerem i to w dodatku drugim tomem cyklu o Katie Maguire – młodej i atrakcyjnej pani detektyw.

Irlandia, hrabstwo Cork. To właśnie tam znaleziono zamordowanego mężczyznę, który przed śmiercią jaką było uduszenie struną był torturowany, a także został wykastrowany. A co gorsza pojawiają się kolejne ofiary. Wszystkie są mężczyznami, którzy umarli w ten sam sposób i wszyscy z nich są (lub byli) księżmi podejrzanymi o molestowanie. Czy to zemsta? Jeżeli tak to czyja? Czy policja z  Katie Maguire na czele poradzi sobie z tak znikomą ilością dowodów? Czy znajdą sprawcę lub sprawców?

Upadłe anioły to książka, która zwraca na siebie uwagę dwiema rzeczami – piękną tematyką i tematyką, która dla jednych jest tabu, a dla innych tematem do rozdmuchiwania i jątrzenia. Muszę przyznać, że byłam jej strasznie ciekawa i pochłonęłam ją szybciutko, bo tak właśnie się ją czyta – wciąga się ją niczym makaron spaghetti. Pomysł ciekawy, czyta się ją niezwykle szybko, głównie chyba za sprawą niezbyt skomplikowanego i wysublimowanego języka jakim posługuje się Masterton jednocześnie niezbyt starając się zaskoczyć czytelnika zakończeniem, które było naprawdę do przewidzenia. To takie rozczarowujące... Czytam z zapartym tchem wciągającą książkę oczekując zakończenia, które zaskoczy i wbije w fotel, a tu nic z tych rzeczy. I lipa. Fakt, mocno opisane tortury jakim byli poddawani księża, ale jednak to zakończenie niszczy wszystko, całe pokładane w nim nadzieje i oczekiwania. No cóż, bywa.

Podsumowując, Upadłe anioły to pozycja z ciekawym pomysłem, napisana w prosty, acz wciągający sposób, niestety również w sposób przewidywalny. Czy polecam? Jako czytadło do szybkiego pochłonięcia to i owszem, ale nie jest to literatura ambitna, którą należy się rozkoszować i delektować.

poniedziałek, 10 marca 2014

"Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery

Tytuł: Ania z Zielonego Wzgórza
Autor: Lucy Maud Montgomery
Cykl: Ania Shirley
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 248
Ocena: 6/6

Okupujemy bowiem pewną ceną wszystko, co zdobywamy lub otrzymujemy w życiu. Zaspokojenie cennych ambicji wymaga nakładu pracy, trzeba je czasem okupić niepokojem i samozaparciem, a nawet chwilami załamania.





Któż nie kojarzy rudowłosej postaci z Zielonego Wzgórza, piegowatej dziewczynki, którą pokochały miliony? Któż o niej nie słyszał i nie wie jak wygląda? Której z dziewczyn nie zachęcali wszyscy wokoło do zapoznania się z przygodami owej rozgadanej 11 – latki? Ani nikomu nie trzeba przedstawiać;)

W książce poznajemy rudowłosą Anię Shirley zaadoptowaną zupełnie przez przypadek przez rodzeństwo – Marylę i Mateusza Cuthbertów. Dziewczynka próbuje się odnaleźć w malowniczym Avonlea, zaprzyjaźnia się z Dianą, dorasta, ale nie zmienia to faktu, że co chwilę wpada ona w tarapaty i zagaduje wszystkich wokoło. Jakie to tarapaty? Jakie przygody spotkają rudowłosą, radosną i uśmiechniętą dziewczynkę? Jak Cuthbertowie pogodzą się z tym, że z sierocińca zamiast chłopca dostali rozgadaną dziewczynkę? 


Stwierdzam, że jestem dziwnym przypadkiem. Anię z Zielonego Wzgórza przeczytałam po raz pierwszy mając praktycznie 21 lat i nie ukrywam, że mnie urzekła. Pamiętam jak byłam w podstawówce babcia (mająca mnie jako jedyną dziewczynkę wśród dzieci i wnuków) chciała, żebym przeczytała właśnie całą serię o Ani Shirley, a ja uparcie wolałam cykl Ala Makota czy Harry Potter. Wcześniej kilka razy nawet zaczynałam lekturę tej książki, ale za każdym razem po kilku stronach odkładałam ją z powrotem na półkę z powodu braku zaintrygowania jej początkiem. Teraz też najtrudniej było mi przebrnąć przez jej rozpoczęcie, ale później zupełnie przepadłam. Jest ona napisana specyficznym językiem, który początkowo nie zachęca, ale później podczas przyzwyczajenia się do niego książka wciąga niemiłosiernie. Pokochałam książkę za postać Ani – radosnej, pogodnej, gadatliwej, z głową pełna swoich myśli. Osóbka to doprawdy wyjątkowa i niejako widziałam w niej siebie. Książka naprawdę urocza i po przebrnięciu przez początek czyta się naprawdę wspaniale i wciąż chce się więcej i więcej. Piękna opowieść, która opowiada o dojrzewaniu, o dorastaniu, ale to z pełną klasą. Idealna książka na poprawę humoru, na zaczerpnięcie pogody ducha, optymizmu i radości od tej radosnej osóbki jaką jest Ania. Teraz czeka na mnie Ania z Avolnea i następne tomy, które od razu zapragnęłam mieć na swojej półce! Pierwsza od dawna tak wciągająca i cudowna książka, jaką miałam okazję przeczytać! Moje uczucia po zakończonej lekturze świetnie opisują słowa samej Ani: Zawsze robi mi się smutno, gdy coś miłego się kończy. Co prawda zawsze można mieć nadzieję na coś jeszcze milszego, ale co do tego nigdy nie ma pewności. Polecam, polecam, polecam! Osobom w każdym wieku, zwłaszcza kobietom/dziewczynom


niedziela, 9 marca 2014

"Słowo na niedzielę. Rok liturgiczny A" ks. Henryk Sławiński

Tytuł: Słowo na niedzielę. Rok liturgiczny A
Autor: ks. Henryk Sławiński
Wydawnictwo: Salwator
Ilość stron: 296
Ocena: 3/6


Chrześcijaństwo nie jest tylko ideologią, którą można poznać czytając książki. Jest ono bardziej osobową relacją z Panem Jezusem i doświadczeniem życia podporządkowanego Bożym przykazaniom.






Jak urozmaicić sobie niedzielę? Jak zrozumieć lepiej i głębiej niedzielne czytania? Warto sięgnąć po mądrą książkę. Proponowałam już pozycję ks. Jana Twardowskiego pt. Za Twe hojne dary. Dziś przyszedł czas na pozycję innego kapłana – ks. Henryka Sławińskiego.

Słowo na niedzielę. Rok liturgiczny A to zbiór komentarzy do niedzielnych czytań na aktualny rok liturgiczny. Owe komentarze mają na celu zainspirować kapłanów do tworzenia swoich własnych kazań, ale także mają poruszać serca i umysły wiernych, którzy nie do końca zrozumieli przesłanie danej ewangelii czy komentarza do niej w kościele. Zbiór mądrych tekstów, które mają urozmaicić niedzielę i sprawić, że będzie przeżyta ona w sposób głębszy niż zazwyczaj. W błogim niedzielnym lenistwie zmusza do duchowego wysiłku i przemyślenia.
Bóg wkracza w basze życie bardzo subtelnie, jako niewinne, bezbronne Dziecię. Potrzeba wrażliwości, by nie przeoczyć Jego obecności i działania. Potrzeba dobrego słuchu, aby w cichą noc usłyszeć hymn aniołów. Potrzeba wiary, by pod powłoką codziennych wydarzeń dostrzec interwencję Bożą, palec Boga.
Słowo na niedzielę. Rok liturgiczny A to książka, która jest dobrym dodatkiem do niedzielnych czytań, ale jednak nie tak dobrym jak Za Twe hojne dary autorstwa ks. Jana Twardowskiego. Tutaj mamy niejako przeciwieństwo. Kazania (czy komentarze – jakkolwiek je nazwać) są o wiele dłuższe i napisane bardziej skomplikowanym i wzniosłym językiem. Można wyczytać tam mądre rzeczy, fakt, jednak jest to książka nie skierowana dla prostych ludzi, którzy nie zrozumieli tego co ksiądz do nich na ambonie mówił. Mimo, że jest ona skierowana dla takich osób, to jednak nie sprawdza się w tym zadaniu. Mądre, długie i teologiczne rozważania, które mają chyba za cel poszerzyć nasze horyzonty wiedzy teologicznej, aniżeli poruszyć do przemiany. Znajdziemy w nim także wiele odniesień do innych fragmentów Pisma Św., niż te czytane w kościele w danym dniu, a także wiele cytatów różnych osób. Widocznie taki był zamysł ks. Henryka Sławińskiego. No cóż, bywa... Książka mądra i na pewno wartościowa, ale mnie jednak nie przekonała i nie powaliła na kolana. Jak dla mnie, która niebawem skończę 21 lat, jest ona zbyt wzniosła, poważna, a poszczególne komentarze do Ewangelii nie raz są zbyt długie. I jeszcze jedno. Na prostej i pasującej do religijnych książek okładce można przeczytać: Proponowane tu homilie nie są gotowymi tekstami do odczytania na ambonie.  Mają one służyć raczej jako źródło inspiracji dla głosicieli słowa Bożego […]. Założę się, że po takim zdaniu choć kilku z mniej pracowitych (co by nie rzec gorzej) kapłanów potraktuje to zdanie przekornie i wykorzysta je właśnie do odczytania, a nie jako źródło inspiracji... No ale cóż... Może nie warto było podsuwać tego pomysłu? 

Czy polecam tę książkę? No nie bardzo. Jest... średnia. Ani chwalić, ani krytykować. Kogoś może poruszy i zachwyci – mnie jednak nie do końca przekonała, choć znalazłam w niej kilka mądrych treści i zdań.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:


sobota, 8 marca 2014

Hadzine dyskusje: starocie czy nowości?


W blogosferze można zauważyć tendencję to zdecydowanego czytania nowości, wszystkiego co wchodzi w danym roku, ewentualnie 1-2 lata wcześniej. W dodatku blogerzy wciąż nakręcają się publikowaniem postów o zapowiedziach książkowych, nowościach. Samo nakręcanie się polega też na wielu recenzjach danej książki w okolicach premiery, ale za to rzadko kiedy można natrafić na jakieś starsze książki, nawet te wydane powiedzmy 10 lat temu, nie mówiąc o jeszcze starszych pozycjach.

Osobiście uważam, że duża część książek pisanych dzisiaj choć w niewielkim stopniu i często nie do końca celowo opiera się na jakiś starszych pozycjach, choć minimalnych pozycjach z nich zaczerpniętych. Dziś na przykład nie pisze się takich kryminałów jak Christie czy Doyle, ba, trudno o jakąś książkę z tego gatunku, która byłaby zupełnie nowatorskim pomysłem i wybiła się na tle innych. Nie, wcale nie uważam, że są złe, ale po prostu, są zupełnie inne.

A jak to u Was jest? Wolicie starocie czy nowości? Czytacie to na co macie ochotę nie patrząc na datę wydania czy czytacie to, co aktualnie w blogosferze jest modne i polecane przez dziesiątki recenzji? I jak myślicie? Dlaczego wielu woli nowości aniżeli starocie? Zapraszam do wyrażenia własnego zdania;)


środa, 5 marca 2014

"Za Twe hojne dary. Rozważania na niedziele i święta" ks. Jan Twardowski

Tytuł: Za Twe hojne dary. Rozważania na niedziele i święta
Autor: ks. Jan Twardowski
Wydawnictwo: Święty Wojciech
Ilość stron: 416
Ocena: 6/6



Przebaczyć to nie znaczy uniewinnić. Przebaczyć to nie zamykać się w gniewie i złości, nie chcieć się mścić.





Ileż to razy po niedzielnej czy świątecznej Ewangelii chcemy do niej wrócić, przemyśleć ją jeszcze raz na nowo, sięgnąć po jakiś mądry komentarz do niej, zwłaszcza kiedy, kapłan w parafii miał tak nudne kazanie, że oczy same na nim się zamknęły! Z odsieczą przychodzi książeczka pt. Za Twe hojne dary. Rozważania na niedziele i święta, która jest w tej sytuacji rozwiązaniem idealnym.

Jej autorem jest ks. Jan Twardowski, którego poezje pokochałam będąc jeszcze w młodszych klasach podstawówki. Za Twe hojne dary. Rozważania na niedziele i święta to zbiór niepublikowanych dotąd refleksji kapłana – poety na każdą niedziele i święto roku i to w trzech wersjach. Dlaczego tak? Bo mamy 3 zestawy czytań, powtarzających się cyklicznie – tzw. rok A, B lub C (aktualnie jest rok A). Tak więc do każdego kompletu czytań znajdziemy krótkie i niezwykle trafne komentarze, które nazbierały się w twórczości ks. Twardowskiego na przestrzeni lat.
Poznajemy, że Jezus był z nami zawsze. Chciał, żeby nas coś zabolało, wstrząsnęło nami, żebyśmy nie byli na pierwszym miejscu, żebyśmy się stali podobni do włóczęgów niezaproszonych na święta, nigdzie nie zameldowanych, żebyśmy się stali podobni do Niego – do wciąż łamanego chleba, pożeranego przez niewdzięczne usta.

ks. Jan Twardowski
Za Twe hojne dary. Rozważania na niedziele i święta to książka mniejsza niż zwyczajny, tradycyjny zeszyt, przez co jest niezwykle poręczna, ale nie to jest jej główną zaletą. Z racji tego, że owe komentarze są zebrane naprawdę z wielu, wielu lat (praktycznie od lat 70 ubiegłego wieku, aż do samej śmieci autora), widać jego twórczość w pełnej krasie. Jak zawsze lekkie pióro, które niezmiennie i wciąż mnie zachwyca. A komentarz jest napisany prosto z serca i niedługo, a jednocześnie w sposób konkretny, trafny i treściwy – czyli tak jak powinno wyglądać idealne kazanie. Z komentarzami do niedzielnych Ewangelii pióra księdza - poety miałam już kontakt przy okazji korzystania z Kalendarzy z księdzem Twardowskim wydawanych nakładem Diecezjalnego Wydawnictwa Sandomierz i to właśnie dzięki nim pokusiłam się na przeczytanie i zrecenzowanie tej książki, będącej trzecim tego typu tomikiem wydanych przez Wydawnictwo Wojciech. I tak jak w Kalendarzach tak jak i tu nie widzę żadnych wad, po prostu cud miód i orzeszki. Piękne wydanie, zawartość naprawdę warta lektury, więc naprawdę warto sięgnąć po te komentarze.

Maleńka miłość na co dzień, miłość z dnia powszedniego, może nauczyć wielkiej miłości od ogromnego dzwonu. Czasem może nas czekać i wielka miłość, i wielka próba, ale wielkie drzewo wyrasta z małej pestki.


Za Twe hojne dary. Rozważania na niedziele i święta to ks. Jan Twardowski w pełnej krasie – uśmiechnięty, pełen pokory, wiary i nadziei, przekonujący wciąż o miłości Boga. To naprawdę zadziwiające jak można tak prosto pisać o tak niepojętym, wielkim i wszechmocnym Bogu... I to właśnie za to podziwiam i kocham ks. Twardowskiego – za jego prostotę i wiarę. Polecam wszystkim fanom kapłana – poety, dla których ten tomik będzie świetna pozycją do kolekcji i doskonałą lekturą, a także tym, którzy twórczości autora nie znają lub szukają trafnych komentarzy do niedzielnych Ewangelii. Szczerze i z całego serca polecam ten tomik! Z pewnością będę do niego wracać!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję: